Na całym krzywym i popękanym chodniku było mnóstwo kałuż. Addy starała się je omijać, bo nie chciała przyjść do szkoły w całkowicie mokrych trampkach. Znowu pani strasznie by się czepiała, przy okazji ukrywając złość. Ona nie chciała znów tego słuchać. Choć tak naprawdę nie obchodziło ją to, czy ktoś będzie na nią wściekły, czy nie. Zależało jej tylko na tym, żeby nie załapać się przypadkiem na jakiś dodatkowy kontakt z w sumie obcymi i nic nie znaczącymi ludźmi. "Nie ma po co marnować czasu na takie rzeczy i jeszcze narażać się na jakieś głupie rozmowy, a potem jeszcze przepraszanie" - pomyślała.
Na dworze było całkiem ciepło. Na szczęście padało tylko w nocy. Dziewczynka w sumie nawet cieszyła się, że idzie do szkoły, chociaż całkowitym szczęściem raczej też nie można było tego nazwać. Od TAMTEGO zdarzenia wątpiła, że może zaszczycić ją jeszcze jakiekolwiek prawdziwe szczęście. Po prostu jej humor trochę się zmienił na trochę lepszy, bo wiedziała, że będą tam jej przyjaciele, z którymi może będzie mogła chociaż trochę porozmawiać.
Do szkoły od jej domu szło się około dziesięciu minut. W połowie drogi Addie nagle sobie o czymś przypomniała i prawie się uśmiechnęła. "Ah no tak, przecież to już dzisiaj..." - myślała.
Gdy tylko przeszła przez bramę prowadzącą do jej szkoły, jej usta wyprostowały się tak, że jej twarz sprawiała wrażenie, jakby dziewczyna w ogóle nie miała uczuć. Weszła po schodach do Gimnazjum numer 2. Gdy wdrapała się na pierwsze piętro i przez tłumy uczniów przedarła się pod salę numer 18, na jej twarzy pojawił się już wyraźny smutek. Dziewczyna zobaczyła swoją klasę, z której naprawdę lubiła tylko trzy osoby. Reszta bardzo ją denerwowała. Jednej części klasy nie lubiła, bo czały czas wyśmiewała ją oraz to, że jest samotna i smutna, a drugiej części nie lubiła, ponieważ za bardzo jej współczuła i patrzyła na nią jak na jakieś wielkie nieszczęście. Było tam też kilka osób, które zachowywały się normalnie, ale z nimi Addie nie miała ochoty rozmawiać. W każdym razie na rudowłosą dziewczynę już chyba nikt nie patrzył tak, jak kiedyś.
- O, cześć! - z Addie przywitał się Jesse. - I jak tam weekend?
- A, jak zwykle. Nadal mam te koszmary, a przed tatą nadal udaję, że jest okay - odpowiedziała. - Teraz cały czas gdzieś mnie wozi. Chyba ma nadzieję, że uda mu się poprawić mi humor. W ogóle on się cały czas strasznie dziwnie zachowuje...
- Z moimi rodzicami jest podobnie... Koszmary też się utrzymują. A blizna strasznie boli. W sumie - to co zwykle.
Pod salę podszedł Andy. Przywitał się z przyjaciółmi i usiadł pod drzwiami. Od TEGO zdarzenia nie mówił zbyt wiele, bo sprawiało mu to ból. Addie z Jesse'm rozmawiali jeszcze chwilę o Znikających Zabójcach i o tym, co mówią o nich w telewizji i w gazetach. Potem przeszli do tematu o Jessie. Addy dowiedziała się od przyjaciela, że nie będzie jej do końca tygodnia, więc będą musieli się wkrótce no niej wybrać.
Równiutko o ósmej zadzwonił dzwonek i wszyscy uczniowie weszli do swoich klas. Na korytarzu zrobiło się zupełnie cicho. W klasie trzeciej B rozpoczęła się lekcja biologii z panią Alison. Pani, wybierając osobę do odpowiedzi, jak zwykle ominęła numery 7, 14, 15 oraz 17. Przyjaciele całą lekcje mogli cicho siedzieć, nic nie robić. Nikt im tego nie zabraniał, bo przecież wszyscy dobrze wiedzieli, co wydarzyło się TAMTEGO dnia i co oni teraz muszą przeżywać. A przynajmniej tak im się wydawało.
Angielski i matematyka minęły podobnie. Po trzeciej lekcji, na długiej przerwie Addie po raz kolejny nie wytrzymała. Cisza ze strony wszystkich otaczających osób z jednej strony była czymś dobrym, czymś, co wreszcie nie zakłócało jej spokoju. Ale z drugiej strony to było coś okropnie dobijającego. W sumie to chyba dobrze by było z kimś porozmawiać o TYM tak na poważnie. Bez sztucznych uśmiechów, udawania i z porządnym wypłakiwaniem się. Tylko z kim? Dziewczyna pobiegła do łazienki, by tam uronić kilka wcześniej powstrzymanych łez. Potrzebowała tego. "Nie teraz, błagam, to nie jest dobry czas na płakanie!" - powtarzała sobie w myślach.
Udało jej się powstrzymać całkowity "wybuch", więc umyła twarz i z normalną miną wkroczyła na technikę. Jednak ktoś oczywiście musiał zauważyć, że "koleżanka" znowu "ryczała".
- O, patrzcie! Saddie przyszła! - powiedziała głośnym szeptem Lilly. Jednak "szept" był na tyle głośny, że usłyszała go cała klasa, więc połowa osób w sali wybuchła "cichym" śmiechem. "Saddie" to przezwisko, które Adrianne dostała niedługo po WYDARZENIU, ze względu na to, że ciągle chodziła smutna. Nie było to zbyt miłe, a tym bardziej nie śmieszne, ale Addie po prostu nie zwracała na to uwagi. Należało to do ogromnej grupy rzeczy, którymi się nie przejmowała.
- No dobrze, już się uspokójcie! Przecież wiecie, że nie można jej tak traktować, bo... To znaczy z nikogo nie można się wyśmiewać ani nadawać mu głupich przezwisk! - pani od techniki szybko i nieudolnie upomniała uczniów. - Wszystko okay Sa... Addie?
- No pewnie. Jak zwykle - odpowiedziała obojętnie, udając, że nie zauważyła, co tak na prawdę chciała powiedzieć nauczycielka.
Na lekcji dziewczyna oraz Andy siedzieli przy biurku pani Anderson i zupełnie nic nie robili, ponieważ nie pozwalały im na to te "potworne i przerażające szramy" (jak to nazywało je kilka dziewczyn z klasy) na ich dłoniach. Reszta klasy konstruowała karmniki dla ptaków. Tak, to było zdecydowanie za trudne dla osób, które ledwo co trzymają w ręce ołówek.
Podczas tego "nic-nie-robienia" Addie zerknęła na otwarty dziennik, który leżał tuż obok niej. Kiedy zobaczyła wykreślony z listy numer 22, w jej oczach znów pojawiły się zły. Wystarczyło, że tylko spojrzała na Andy'ego, a ten od razu złapał ją jak najlżej za jej rękę, by nie zadać jej przypadkiem nawet najmniejszego bólu (choć i tak nie potrafił zrobić tego mocniej) i odpowiedział jej równie smutnym spojrzeniem. Niby nic znaczącego, ale jednak to pomogło Adrianne, by znowu się nie rozpłakać.
Już po chwili dziewczyna tak się nudziła, że wyciągnęła z plecaka książkę od historii i zaczęła sobie czytać ostatnie tematy. Może i to nie było zbyt ciekawe, ale przynajmniej zajęła czymś swoje myśli. A gdy lekcja się skończyła, Addie już świetnie umiała trzy ostatnie tematy z historii.
Następna przerwa trwała tylko pięć minut i dopiero na niej większość uczniów przypomniała sobie, że należało by coś umieć na następny, znienawidzony przez dużą część osób przedmiot.
Kiedy wszyscy siedzieli już na swoich miejscach, pan Queen zaczął sprawdzać obecność. Ten pan robił to tylko w jednym przypadku, więc na większości twarzy pojawiło się przerażenie. Wszyscy już wiedzieli, że pan Hector zaraz powie "Proszę przygotować równe kartki w kratkę" i zacznie dyktować pytania. Jedynie na twarzy Addie pozostał jako taki niezmartwiony wyraz. Przecież wszystko doskonale wiedziała! Gdy pan na nią spojrzał, jego radość zmieniła się nagle w zaskoczenie. "Co to? Ktoś się wreszcie nauczył?!" - pomyślał i podzielił uczniów na trzy grupy.
Okazało się, że z klasy tylko Addie dostała 5. Poza tą oceną były jeszcze dwie 4, dwie 3 i pięć 2. Reszta to jedynki. Po tej lekcji większość klasy patrzyła na dziewczynę jeszcze dziwniej niż zwykle. Nie dość, że pierwszy raz dostał piątkę z historii, to jeszcze wcześniej prawie się uśmiechnęła!
Geografia była dla Addie kolejną nudną lekcją, na której nic się nie działo. Pan Robert Fan jak zwykle przez pół lekcji narzekał, że klasa jest w tyle z materiałem. Przez drugą część zajęć pan szukał książki i krzyczał na klasę za brak kultury. I w czasie, gdy klasa się z niego śmiała, Addy położyła się na ławce i zaczęła planować, co będzie robić po szkole, by znowu nie zacząć myśleć o TYM.
Lekcje się skończyły i Addie wyszła ze szkoły. "Wreszcie" - pomyślała.
Podoba mi się Twój styl pisania. Akcja ciekawa i zastanawia mnie o co chodzi z TYM wydarzeniem. Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuń