"Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać."

poniedziałek, 3 listopada 2014

4

    Addy biegła do domu jak najszybciej. W sumie nie miało to znaczenia, czy znajdzie się w domu pięć minut wcześniej, czy później, bo i tak miała jeszcze dużo czasu, ale coś, co u normalnego człowieka teoretycznie można by było nazwać radością, zmuszało ją do szybkiego przemieszczania się. Nie potrafiła tego do końca wytłumaczyć, ale tym razem nawet jej na tym nie zależało. Ona zawsze musiała wszystko dokładnie przemyśleć, przeanalizować, zwłaszcza od TAMTEGO zdarzenia. Codziennie poświęcała na takie rozmyślania na różne tematy mnóstwo czasu. Ale nie dzisiaj.
    Addie już nawet nie zwracała uwagi na żadne kałuże, bo nie miało to dla niej najmniejszego znaczenia, czy wejdzie do domu w zupełnie czystym i świeżym ubraniu, czy też w brudnym i mokrym stroju. Przecież i tak w domu jeszcze nikogo nie było, a po powrocie miała zamiar od razu się przebrać.
    Dziewczyna otworzyła białą furtkę, przeszła przez podwórko i po czterech drewnianych schodkach podeszła pod drzwi. Zaczęła grzebać w plecaku, szukała kluczy. Wreszcie wyciągnęła brelok z londyńską taksówką, a z nim i klucze. Otworzyła nimi górny i dolny zamek i prawie uśmiechnięta weszła do przedpokoju. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie mogła się czegoś doczekać.
    Adrianne ściągnęła przemoczone trampki i skarpetki. Spodnie były prawie całe w błocie, bo po drodze ochlapał ją jakiś przejeżdżający samochód. Poszła do swojego pokoju. Wszystkie ściany były tam niebieskie, a podłoga była drewniana. Pokój był dość duży. Po lewej stronie przy ścianie stało idealnie pościelone łóżko. Naprzeciwko drzwi było wielkie okno z widokiem na ogródek i dużym parapetem, na którym można było usiąść, albo nawet się położyć. Po prawej stronie stało biurko, na którym leżał równo ułożony laptop, lampka, notatnik oraz niewielki stosik, który składał się z kilku ułożonych według wzrostu książek. Po obejrzeniu tego pokoju i zauważeniu wielkiego pożądku, a nawet symetrycznie poukładanych poduszek, można by śmiało stwierdzić, że jego właścicielka jest jakąś mocno przesadzającą idealistką. Na zwrócenie się do niej w taki sposób, pewnie wzruszyłaby tylko ramionami, bo nie obchodziło ją, co i kto o tym myśli. Sama w ogóle tego nie określała, nawet się and tym nie zastanawiała. To po prostu samo się ujawniało przez to, że od któregoś momentu zaczęła poświęcać więcej czasu na wykonywanie krótkich, nic nie znaczących czynności, a bałagan czy coś, co nie jest idealne, po prostu ją denerwowało, jak z resztą wiele, wiele innych rzeczy od TAMTEGO zdarzenia.
    Addie podeszła do szafy, która stała obok biurka i wyciągnęła z niej błękitną bluzkę oraz czarne spodnie. Kiedy już się przebrała, włączyła laptopa i zaczęła przeglądać pocztę. Trzy maile, trzy reklamy. Usunęła je i wyłączyła komputer. Miała jeszcze trochę czasu. Wzięła z biurka jedną z książek i poszła do salonu. Usadowiła się na fotelu i po raz kolejny odpłynęła do świata Harry'ego Potter'a.
    Gdy dziewczyna skończyła czytać, odłożyła książkę na stolik do kawy, na którym nikt tak na prawdę nigdy nie postawił kawy i spojrzała na zegarek. 15:13. Właśnie wtedy do drzwi zadzwonił dzwonek. Jesse albo Andy. Przyjaciele musieli jechać z nią. Nie chciała odbywać tej podróży, nawet tak krótkiej, sam na sam z tatą. Bała się, że będzie musiała z nim rozmawiać. A to naprawdę nie był dobry moment. Addie podbiegła do drzwi i szybko je otworzyła. Nagle rzucił się na nią gigantyczny Owczarek Niemiecki.
    - Saba, jak ty się zachowujesz?! - Jesse od razu skarcił psa.
    - Wchodź, tato będzie za godzinę - powiedziała dziewczyna z prawie uśmiechem na twarzy.
    W przedpokoju chłopak ściągnął buty i odpiął smycz psu. Razem z przyjaciółką poszedł do jej pokoju. Pies podążył za nimi i położył się pod szafą.
    - Pies Jessie jest chory. Rodzice chcą jej od razu kupić nowego, by się tym nie przejmowała. Dorośli chyba nie rozumieją, o co chodzi z traceniem przyjaciół - kiedy Jesse to powiedział, bardzo szybko zdał sobie sprawę, że rozpoczął rozmowę na dość nieodpowiedni temat, więc spróbował go zmienić - a ten... Myślałaś już nad imieniem?
    - Trochę, ale... Sama nie wiem - "A może powinnam kontynuować temat? Może wreszcie uda mi się z kimś o tym pogadać?" - a wiesz, że tato myślał o dwójce? - Addie jednak zdecydowała się, by po raz kolejny udać, że nie przejęła się wspomnieniem o stratach.
    - Naprawdę? To jeszcze lepiej - powiedział z uśmiechem. - A... Tak właściwie, to jest coś na jutro zadane?
    - Chyba coś z matematyki, ale w sumie co za różnica? Przecież w szkole i tak nikt się nami nie przejmuje... Chcesz może kakao?
    W drodze do kuchni po dwa kubki kakao, dziewczyna usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła drzwi i wpuściła Andy'ego z jego psem do środka, a następnie poszła przygotować picie. W końcu weszła do pokoju z tacą z trzema kubkami i ciasteczkami. Była 15:30. Teraz przyjaciele czekali już tylko na pana Tom'a.

3 komentarze:

  1. Podobał mi się rozdział jak wszystkie. Czekam na więcej. Usunęłam komentarz bo myślałam że jest jeszcze jeden rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się podoba i dziękuję za czytanie oraz komentowanie :3

      Usuń
  2. Czytam dalej. *o* Strasznie wciągające. Nie mam pojęcia, o co chodzi z TYM dniem i mam nadzieję, że w końcu zrozumiem. :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałaś / przeczytałeś, proszę, zostaw komentarz! :) Uszczęśliwisz mnie i zmotywujesz do dalszego pisania, ewentualnie przyczynisz się do zaistnienia jakichś zmian :D