"Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać."

środa, 5 listopada 2014

6

    Wybiła 16:00. Przyjaciele zaczęli powoli się zbierać. Zakładali buty i przyszykowali psy.
    - Więc gdzie dokładnie jedziemy? - zapytał Jesse.
    - No... Tato mówił tylko, że to niedaleko, ale jak zwykle nic konkretnego się nie dowiedziałam. Przecież wiesz, jak się z nim rozmawia - Addie przewróciła oczami.
    - No okay, więc niech będzie niespodzianka. Twoi rodzice teraz w domu, Andy?

    - Tak, siedzą z Rose i pomagają jej coś zrobić do przedszkola. Oczywiście strasznie się w to zaangażowali. Byli tak przejęci, że chyba nawet nie zauważyli, kiedy wyszedłem - odpowiedział Andy, po czym skrzywił się z bólu.
    - Dobra, dobra, na dzisiaj już dość otwierania buzi - Jesse uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby. - No to teraz... Czekajmy...
    Tato wszedł do domu o 16:19. Przywitał się ze wszystkimi po kolei. Z każdym trzeba było się witać inaczej - z Jesse'm mógł być to uścisk dłoni i powiedzenie "dzień dobry", z Addy wypowiedzenie słowa "cześć" i uśmiech ze strony Tom'a oraz pół uśmiech dziewczyny, a z Andy'm było to samo kiwnięcie głową. Tato Addie zostawił walizkę i wszyscy wyszli z domu. Przyjaciele wsiedli już do auta, a pan Fox zamykał drzwi. Oczywiście musiało się okazać, że wziął złe klucze, więc wrócił się do domu i wyszedł z niego z trzema innymi brelokami pełnymi kluczy. "Które to były?!".
    Po pięciu minutach drzwi były już poprawnie zamknięte i wszyscy siedzieli w aucie.
    - Pasy zapięte? Droga nie długa, ale trzeba się pilnować, prawda? - rzekł radośnie Tom i wyruszył spod domu.
    Piętnaście minut później stali już na podwórku przed wielkim domem z dużym ogrodem i kilkoma mniejszymi budynkami z tyłu. Pasażerowie i kierowca wysiedli. Gospodarz już na nich czekał. Był nim wysoki mężczyzna, który miał najwyżej 35 lat. Na jego twarzy nagle pojawił się wielki uśmiech.
    - Witam w mojej hodowli! Państwo Fox? - zapytał mężczyzna, wciąż uśmiechając się.
    - Eee... Tak. To znaczy większość. W sensie, że no... No ja i córka - Tom nie mógł się wysłowić. Nie potrafił uwierzyć w to, że stoi przed nim człowiek prawie dwa razy większy od niego. A przynajmniej tak go określił w myślach. - To znaczy chciałem powiedzieć, że nazywam się Tom Fox, a to jest moja córka Adrianne - wskazał ręką na dziewczynę. Wreszcie udało mu się opanować. - Reszta to przyjaciele - w tym momencie wszyscy, którzy mogli, uśmiechnęli się.
    - No okay. Ja jestem Filip Landare i jestem tu kierownikiem. Mam psy rasy Husky, Akity, Pit Bull'e oraz Labladory. Zdecydowaliście się już na coś konkretnego?
    - Tak, w sumie myśleliśmy o dwóch - odpowiedział Tom odrobinę zdziwiony, że obcy mężczyzna zwraca się do nich na "ty" czy też bardziej "wy".
    - Dobra, to ja wam pokażę, co tutaj mam, a wy sobie wybierzecie, jasne?
    - No... Jasne... - "Znów powiedział 'wy'! I jeszcze w dodatku to 'jasne'!".
    Pan Landare poszedł za dom, a lekko oburzony Tom (z gromadą nastolatków i psów) za nim podążył. Doszli do pierwszego budynku. Filip otworzył drzwi. Na początku wybiegła duża suczka rasy Pit Bull, a za nią cztery małe szczeniaki.
    - No to pierwsza partia. Uwaga, psiaki trudne do wychowania, na pewno sobie poradzicie?
    - Biorę niebieskiego - burknęła już również zdenerwowana Addie. "Co ten facet sobie myśli? Że na psach się nie znamy?!". Dopiero po chwili uświadomiła sobie, co przed chwilą powiedziała, a nawet zauważyła, że to zupełnie do niej nie pasowało. - Chciałam zapytać, czy ten niebieski to chłopiec - szybko się poprawiła i wymusiła sobie uśmiech.
    - Yyy, no tak - Filip Landare podrapał się po głowie. Nawet on się zdziwił jej pierwszą wypowiedzią.
    - W takim razie bierzemy, tak? - tato zapytał Addy, patrząc na nią z dość dziwną miną. Dziewczyna tylko kiwnęła głową, więc wziął pierwszego szczeniaka na ręce.
    - Okay, jaki następny? - Filip powrócił do wersji twarzy z szerokim uśmiechem.
    - Myśleliśmy o Akicie - Tom jakby zapomniał, co przed chwilą się działo i równierz szczerze się uśmiechnął.
    Podeszli do drugich drzwi. Po ich otwarciu drugi piesek sam się wybrał, wychodząc przez nie jako ostatni z rodzeństwa, przewracając się po potknięciu o kamień i wreszcie podchodząc do Addie i wskakując jej na kolana. Tato już nawet o nic nie pytał, tylko się uśmiechnął. Rodzina wzięła szczeniaki, zapłaciła Landare'owi i odjechała z nowymi futrzakami do domu. Po drodze trwała dyskusja, jakie to pieski powinny dostać imiona. Kiedy dojechali, Batman i Felix po raz pierwszy przekroczyli próg swojego nowego domu na Baker Street.




--------------------



Mam nadzieję, że pomimo tematyki, rozdział nie jest aż taki nudny :p I jeszcze przepraszam,że strasznie krótki, ale... Już trochę późno :D Piszcie, jakie macie wrażenia i czekajcie do jutra na następny rozdział! (Tym razem ciekawszy, dowiecie się czegoś o Jessie :)). Możecie się także spodziewać jeszcze więcej mieszania, ale to już w kolejnym "odcinku" ;)
 

4 komentarze:

  1. Cały czas mieszasz haha. Teraz pytanie czemu pojechali w tyle osób i to jeszcze z psami kupić 2 psy XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to miało być trochę inaczej. Miało być bardziej rozwinięte. Ale ze względu na to, że przy pisaniu już zasypiałam, skończyłam pisać i opublikowałam. Wiem, nie powinnam :p No ale wielkie wydarzenie tak? I super rozrywka :D No dobra, wcale nie. Czyli nie wiem, jakoś tak :D

      Usuń
    2. Dobra, trochę to poprawiłam, aktualizując rozdział czwarty XD Nie jest idealnie, ale JAKIEŚ wytłumaczenie jest :p

      Usuń
  2. Coś mi się wydaje, że Jessie będzie miała dużą rolę. Taka intuicja. =)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałaś / przeczytałeś, proszę, zostaw komentarz! :) Uszczęśliwisz mnie i zmotywujesz do dalszego pisania, ewentualnie przyczynisz się do zaistnienia jakichś zmian :D