"Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać."

środa, 5 listopada 2014

7

    Następnego dnia przyjaciele umówili się na spotkanie po szkole w kawiarni, która mieściła się koło domu Andy'ego. Kiedyś chodzili do niej bardzo często i pili gorącą czekoladę. Zawsze siadali przy tym samym stoliku na tych samych krzesłach. Oczywiście po TYM zdarzeniu wszystko uległo zmianie. Przyjaciele chodzili tam bardzo rzadko, a na dawnych miejscach już nigdy więcej nie usiedli.
    Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, informujący klasę trzecią B o końcu ich lekcji, wyszli powoli ze szkoły i wybrali się do wcześniej wyznaczonego miejsca. Usiedli w samym środku kawiarni i zamówili trzy kawałki ciasta. W oczekiwaniu na desery zaczęli rozmawiać o ich planie dnia.
    - Więc jak? Od razu tam jedziemy? Czy może jeszcze wstąpimy po drodze do sklepu? - pierwszy odezwał się Jesse, przerywając niezręczną cisze. Ciszę pełną wspomnień.
    - Myślę, że wypadało by jej coś kupić, nie? W sumie dawno się nie widzieliśmy - odpowiedziała Addie.
    - No to chyba najlepszym kandydatem będzie w tym wypadku księgarnia. Pewnie skończyła już wszystkie książki przez ten czas - do rozmowy włączył się Andy.
    - Czyli najpierw ciasto, potem księgarnia, a na koniec autobus - podsumował Jesse i tym zdaniem również zakończył rozmowę.
    Po dwóch minutach pani Willow przyniosła zamówione jedzenie, które jak szybko się pojawiło - tak samo szybko zniknęło. Przyjaciele udali się do księgarni, która była tuż obok kawiarni i wybrali książkę "Gwiazd Naszych Wina" ("To musi jej się spodobać!"). Następnie, zgodnie z planem, poszli na przystanek autobusowy. Gdy nadjechał oczekiwany pojazd i Jesse poszedł do kierowcy, by kupić bilety, kierowca niespodziewanie się odezwał:
    - Jesse, tak? Jesteś z tą... Addie, tak? I tym drugim... Andy'm?
    - Tak, proszę pana, chciałem dla nas kupić bilety - Jesse zdziwił się, że kierowca w ogóle się do niego odezwał, a jeszcze bardziej, że użył ich imion.
    - Nie, nie, to nie będzie konieczne - powiedział starszy pan, patrząc już teraz na chłopca i uśmiechając się. - Jedźcie za darmo.
    - Ale... Dlaczego? To znaczy... Dziękuję, ale nie rozumiem - chłopak był teraz teraz zdziwiony jeszcze bardziej.
    - Niczm się nie przejmuj! Jedźcie. Na koszt firmy - mężczyzna znów się uśmiechnął, choć przy okazji w jego oczach widać było jakby wyraz współczucia. "Więc o to chodzi" - pomyślał Jesse, podziękował po raz kolejny i odszedł do przyjaciół. Opowiedział im o tej dość dziwnej sytuacji, a po usłyszeniu opowieści, Addy przewróciła oczami.
    - Znowu. Znowu się nad nami litują - powiedziała już lekko poirytowana. - No ale przynajmniej zaoszczędzimy trochę pieniędzy...
    Dwanaście minut później byli już na miejscu. Przystanek był tuż pod domem ich przyjaciółki, więc nie musieli daleko iść. Przeszli przez podwórko, na którym stała pusta już buda i doszli do budynku. Zamiast schodków był tam podjazd, wyraźnie o wiele nowszy, niż reszta domu. Podeszli do brązowych drzwi. Zapukali. "Pukanie jest zdecydowanie mniej budzące" - stwierdził kiedyś Jesse. Otworzyła im uśmiechnięta niska kobieta.
    - O, już jesteście - powiedziała i jeszcze bardziej się uśmiechnęła. - Jessie czeka w salonie, wchodźcie - pani Lux zrobiła im przejście i zachęcająco wskazała ręką w głąb domu. Przyjaciele weszli i ściągnęli buty. Udali się do salonu.
    Na środku pokoju stał dość duży stół zamiast małego, nieużytecznego w tej rodzinie stolika do kawy. Naprzeciwko niego stała kanapa, a obok siedziała dziewczyna. Kiedy zobaczyła przyjaciół, podjechała do nich. Miała blond włosy i piękne brązowe tęczówki. Na podstawie obserwacji trudno było określić jej wzrost, bo siedziała na wózku inwalidzkim, ale przyjaciele wiedzieli, że była niska. Jak jej mama i tato. Prawa noga była oparta o specjalny podnóżek wózka, a lewa... Lewa kończyła się tuż przed kolanem, więc w tamtej chwili nie można było zobaczyć tego, co z niej pozostało, bo krótkie spodenki Jessie były na tyle długie, że zakrywały to wszystko. Dziewczyna była bardzo ładna, jednak nawet to nie pomagało jej w zdobyciu nowych przyjaciół. Wszyscy po prostu się jej bali. Bali się jej, bo była inna. A tak naprawdę różniła się tylko tą jedną, jedyną rzeczą - o wiele krótszą lewą nogą. No i, rzecz jasna, przeżyciami. TAMTEN dzień ją także zmienił na zawsze. Czy to takie trudne polubić dziewczynę na wózku inwalidzkim? Odpowiedź powinna brzmieć "nie", bo przecież Jessie też jest normalnym człowiekiem, jednak jej klasa tego nie rozumiała. No ale czy nikt nie mógł by im tego wytłumaczyć? Ależ pewnie, że by mógł! Tylko kto by się tym przejmował oprócz samej dziewczyny i jej niewiele mogących przyjaciół. Także Jessie po prostu musiała się z tym pogodzić. A czy się pogodziła? Zawsze mówiła, że tak, jednak... To chyba trudno zapomnieć, że nie ma się przyjaciół, prawda?
    - O, cześć - Jessie nieśmiało się uśmiechnęła.
    - No witaj, mamy coś dla ciebie - powiedział również uśmiechnięty Jesse i wręczył jej książkę.
    - Ale... Przecież wiecie, że nie trzeba było! - powiedziała Jessie i zaczęła oglądać okładkę.
    - No już przestań, przecież wiemy, że zdychasz tu z nudy i z braku czytania - Jesse wyszczerzył zęby. - Co z nogą? - nagle spoważniał.
    - No... Nie jest aż tak źle, tylko... Bardzo boli - powiedziała i popatrzyła się na przyjaciół. - Ale to naprawdę nic takiego. Dają mi jakieś leki i w przyszłym tygodniu wracam do szkoły.
    - A co z psem? - tym razem odezwała się Addy.
    - Jack już... No odszedł - zrobiła minę, mówiącą o tym, żeby nawet nie próbować powiedzieć "tak mi przykro" albo jakichś innych pocieszających słów. - A moi rodzice znowu obmyślili jakąś wspaniałą teorię, że jak kupią mi nowego psa, to zupełnie nie przejmę się stratą starego - powiedziała głośniej, bo mama właśnie wyszła z domu, więc nie trzeba było się przejmować, że ktoś ich usłyszy.
    - Jak to rodzice. Moja mama myśli, że jak nie będzie używać słowa "strata", albo w ogóle nazwy "luty", czy innych "złych słów", to wszystko będzie okay - powiedział Andy znudzonym głosem. - Oni naprawdę myślą, że tak to działa?!
    - Eh, nie mam pojęcia, ale o ich sposobach na "poprawienie humoru" czy też "robienie, żeby było jak dawniej" szkoda gadać - powiedziała Addy i rozmowa na ten temat się skończyła. Przyjaciele rozmawiali jeszcze trochę o szkole, o nowych psach Adrianne, a nawet chwilę o Znikających Zabójcach. Potem grali razem na Xbox'ie i zjedli obiado-kolację, czyli pizzę zrobioną przez Jessie.
    O 19:00 pożegnali się i po wszystkich niemieszkających w tym domu przyjechał tato Andy'ego. Porozwoził nastolatków do ich domów, a potem pojechał do pracy.
    "Okay, psy i wizyta u Jessie załatwione. Koniec niesamowitości mojego życia. Szkoda, że tylko początku nie było." - pomyślała Addie już w swoim domu i po raz kolejny wybuchnęła płaczem, patrząc na zdjęcia na biurku. "Wracamy do codzienności. Do zwykłej nicości.". Ale tak jej się tylko wydawało...



--------------------



No to mamy rodział o Jessie :) Poznajcie bohaterkę i czekajcie na następny mieszający rozdział! :D Dziękuję za tyle cudownych komentarzy i proszę o następne opinie ^_____^

6 komentarzy:

  1. Strasznie mieszają mi się imiona. Jesse Jessie Andy Addy XD gubię się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, trzeba się przyzwyczaić :D Nie jest tak źle są podobne, ale jedno damskie, jedno męskie :p A nawet jak jest - no trudno, już nic nie poradzę :p Chyba miałam taki zamiar na samym początku, żeby te wszystkie imiona były prawie takoe same. Mam nadzieję, że aż tak to nie utrudnia czytania...? :D

      Usuń
  2. Nie nie tylko mam takie coś źle myślę czemu Andy odpowiada Andemu a tu chodziło o Addy :D za szybko i nie dokaldnie czytam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, masz talent do trzymania w napięciu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za wchodzenie na bloga i komentowanie oraz wszystkie mi0e słowa :3

      Usuń

Jeśli przeczytałaś / przeczytałeś, proszę, zostaw komentarz! :) Uszczęśliwisz mnie i zmotywujesz do dalszego pisania, ewentualnie przyczynisz się do zaistnienia jakichś zmian :D